Hey wszystkim!!!
Dziś chciałabym napisać o dzieciach chorych ,których przeszkodą do zdrowia są pieniądze.Na samo leczenie jest potrzebne kilkaset tysięcy złotych. Rodzice tych dzieci muszą te pieniądze sami zdobyć ponieważ nasze państwo w tym temacie ma tzw. focha.
W większości przypadków leczenie jest dostępne tylko za granicą bo w Polsce niestety jeszcze tego ,,nie ogarniają".
Jeśli ma się siatkówczaka to w Polsce proponują amputację oka a za granicą leczenie melpholanem.
Wiele chorych dzieci nie poznaje świata gdyż ich swiat kończy sie w szpitalu na oddziale onkologii i hematologii . Niektóre z tych dzieci umierają z powodu zaawansowania choroby inne z powodu braku pieniędzy na leczenie zagraniczne - niestety jesteśmy sto lat za murzynami w metodach leczenia.
Każdy z nas może pomóc w zbieraniu środków na leczenie, nie tylko wpłacając pieniadzę ale także udostępniając apel o pomoc na facebooku .Dzięki temu wiele osób dowie się o chorej osobie . Pamiętajmy każda złotówka przybliża chorego do celu . Celu jakim jest zdrowie. Osoby potrzebujące można znależć po przez stronę siepomaga.pl lub zrzutka.pl.
W dzisiejszym poście jeszcze chciałabym opowiedzieć o mnie (to nic samolubnego ani egoistycznego),chodzi mi również o dzieci chore ,przybywające w Szpitalu Dziecięcym w Chorzowie a dokładnie na oddziale onkologii i hematologii . Ja spędziłam tam tylko dwa tygodnie to w porównaniu z tymi dziećmi jest naprawdę niewiele . Gdy mama powiedziała mi że lekarze skierowali mnie na ten oddział byłam przerażona gdyż ten oddział kojarzył mi się tylko z rakiem a rak kurcze jak to powiedzieć dobra walę prosto z mostu ze śmiercią oraz cierpieniem. Rodzice tłumaczyli mi że spotkam tam różne dzieci , w różnym wieku, że niektóre z nich będą miały łyse główki, że niektóre będą miały buzie zmienione chorobą. Uspakajali mnie, że jadę tam na badania, że lekarze dmuchają na zimne. Dziś wiem, że sami byli przerażeni, że bali się, że badania wykażą, że jednak jestem chora, że będą musieli podjąć walkę z trudnym przeciwnikiem., . Gdy weszliśmy na oddział byłam zdziwiona , myślałam, że będzie tam ponuro,smutno poprostu przerażająco. Oddział onkologii jest kolorowy, ściany ozdobione są rysunkami postaci z bajek. Dzieci biegają po korytarzu, słychać śmiech. Na tym oddziale jest tylko jedna ważna zasada obowiązująca rodziców ,,Jeśli chcesz płakać to wyjdź''. Tam wszyscy są jedną wielką rodziną która razem się cieszy i łączy w cierpieniu.Tam mimo choroby było w jakiś sposób pięknie ale i źle,pięknie gdyż wszyscy żyli w zgodzie i wzajemnie sobie pomagali ,a źle z powodu choroby tam panującej - choroby śmiercionośnej lecz nie zaraźliwej.Co tydzień przyjeżdżali tam pracownicy,wolontariusze fundacji ,,Iskierka'' razem z nami bawili się , robili różne ozdoby np.bałwany z wikliny papierowej ,wtedy wszyscy o wszystkim zapominali i dali się ponieść swojej kreatywności. W niedziele prawie cały szpital chodził na mszę św. w szpitalnej kaplicy .
Na tym oddziale poznałam wiele dzieci Mirkę, Nicolę, Filipa , Kubę i innych. Kuba był moim rówieśnikiem, chorował na neuroblastomę . Gdy spotykaliśmy się w świetlicy zawsze miał coś ciekawego do powiedzenia, opiekował się młodszymi dziećmi, chętnie wypożyczał im swojego tygrysa polarnego . Wierzył, że pokona chorobę. Opuściliśmy szpital w jednym czasie ja z diagnozą zdrowa on na przepustkę. W domu obserwowaliśmy z mamą blog, w którym opisywał swoje zmagania z chorobą . Kibicowaliśmy mu w zbiórce pieniędzy na leczenie zagraniczne gdy okazało się że medycyna w Polsce jest bezsilna. Niestety Kuba nie doczekał wyjazdu, brakło kilkudziesięciu tysięcy złotych. Gdyby nie brak pieniędzy Kuba miałby szanse na przeżycie. Dlatego dziś wiem że slogan Warto pomagać nie jest banałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz